pierwszy raz miałam taką ochotę wyjść z kina w trakcie seansu (ale nigdy tego nie robię). żenujący, żadnych emocji, paskudny aktor w głównej roli, zdjęcia bardzo średnie, podobały mi się tylko piosenki i muzyka, a pozatym to 15 zł i 2,5 godziny stracone
bez przesady.
na pewno częściami był rozwlekły, dłużący się i powiewający nudą, ale nawet mi się podobał. Javier Bardem wcale nie paskudny, moim zdaniem zagrał całkowicie przyzwoicie i mi osobiście przypadł do gustu w roli głównej; zdjęcia rzeczywiście niespecjalnie rewelacyjne, ale zdarzały się dobre ujęcia.
fabuła sama w sobie jakoś specjalnie mnie nie ruszyła, ale jest na swój sposób interesująca. nie wiem, jak ma się ekranizacja do powieści, ale spotkałam się z opiniami, że film odebrał specyficzny klimat Marqueza; podejrzewam, że faktycznie tak jest, zresztą rzadko kiedy udaje się ekranizacji podtrzymać atmosferę powieści, ale jak dla mnie, osoby nieznającej niestety dzieła Marqueza, nie były to stracone 2,5 h i cieszę się, że film zobaczyłam:>
Pozdrawiam!;>
Tak mi się zdaje, że w książce Florentino Ariza też nie był piękny, jest uosobieniem wiecznego (wiernego) kochanka, ale jest też trochę śmieszny i rozwiązły (nawet nie trochę), niby miłość zwycięża, ale jakie to zwycięstwo... ucieczka przed melodramatem lub sentymentalizmem w ironiczny dystans, ciekawe, czy w filmie udało się uchwycić.