Książka była wyjątkowo irytująca (co zdumiewa, biorąc pod uwagę, że Marquez napisał również coś tak genialnego jak "Sto lat samotności"), z żałosnym bohaterem i nudną, rozwleczoną poza granice mojej wytrzymałości fabułą. Tak samo i film - kompletna nuda, a główny bohater tak samo żałosny jak w literackim pierwowzorze. Wymagało ode mnie wielkiego wysiłku dotarcie zarówno do końca książki, jak i filmu. Jeśli ktoś uważa inaczej - ok, ale jeśli to ma być romans wszech czasów, to nie wiem, jak określić np. "Casablankę".
Z określeniem "romans wszech czasów" spotkałem się w odniesieniu do książki, a mówiąc o Casablance pozwoliłem sobie na "międzytekstualność", korzystając z faktu, że powieść Marqueza została zekranizowana :)
Filmu bronić nie będę ale tego dzieła Marqueza zawsze. To przepięknie opowiedziana historia o miłości i człowieczeństwie. Bardzo nietypowa ale jak zwykle u Marqueza w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu. "Sto lat samotności " to jedna z moich ukochanych lektur i uważam ją za absolutne arcydzieło aczkolwiek moim zdaniem "Miłość w czasach zarazy" nie jest od niej gorsza a jedynie inna.
Co do wyrażenia "romans wszech czasów" to myślę że chodzi o powieść a nie o film.
Podpisuję się rękoma i nogami :). Film jest słaby, nudny, nieporównywalny z
książką. Ale określając "Miłość..." książkową jako słabą? Brak mi słów. Dla
mnie poniżej wybitnego dzieła nie schodzi.
no tak, bo skoro wszyscy chwalą Sto lat samotnosci, chwalmy i my! (swoją drogą książka może i niezła, ale strasznie przereklamowana )
widzisz, dla mnie np. to właśnie Miłosc w czasach zarazy jest najlepszym dziełem Margueza, dlatego proponuję wyzbyć się tendencji do krzywdzącego wartościowania, bo wszystko to rzecz względnie bardzo subiektywna.
a stwierdzeniem "słaba książka" przysparzasz jej mniej złą opinię, aniżeli własnemu rozumkowi
O proszę, a to dopiero ciekawa opinia. Z chęcią dowiem się, co takiego masz do zarzucenia mojemu, jak to określiłaś, rozumkowi (który swoją drogą całkiem lubię)? Opinia z definicji jest subiektywna, więc nie widzę potrzeby specjalnego akcentowania sformułowania "moim zdaniem" za każdym razem, kiedy coś mówię, dopóki tylko nikogo nie obrażam i nie staram się narzucić nikomu na siłę własnego zdania. Poza tym niezbyt obchodzi mnie, czy wszyscy chwalą "Sto lat samotności", czy nie, wiem tylko, że sam byłem tą książką zachwycony i odnalazłem w niej prawdziwsze emocje, lepszych bohaterów i ciekawszą fabułę niż w "Miłości", o której, wraz z upływem czasu i myśli, mam zdanie takie samo, a może nawet gorsze.
Konkludując - argumentami ad personam - bardzo mi przykro - wystawiasz świadectwo nie mnie, ale sama sobie, co, jak sądzę, dalszą dyskusję czyni bezcelową. Chyba, że zmienisz sposób argumentacji. Pozdrawiam!