Książkę bardzo lubię, ale ile już tam Florentino niezmiernie mnie irytował, to w filmie osiągnęło to szczyty. Wymiotuje, bo dał liścik miłosny, potem jako dorosły facet ryczy przy każdej okazji i wygłasza swoje napuszone złote myśli. Nie dziwię się że go Fermina nie chciała. Ale jak się pojawia w dzień śmierci męża i prawie się oświadcza - to już jest przegięcie.
No ale pewnie taki miał być.