PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=261756}

Miłość w czasach zarazy

Love in the Time of Cholera
6,3 12 810
ocen
6,3 10 1 12810
Miłość w czasach zarazy
powrót do forum filmu Miłość w czasach zarazy

No i mamy wreszcie - za sprawą Mike'a Newella - prozę Marqueza na wielkim ekranie. A że zadanie jest - jeśli nie bluźniercze (kto śmie filmować niefilmowalne?) - to przynajmniej nieprawdopodobnie trudne, więc tylko z niepokojem można oczekiwać rezultatu próby - po cichu, w głębi duszy obstawiając, w jaki sposób zostanie przyjęty przez krytykę i czy dla reżysera będzie to bardziej Cztery Wesela i Pogrzeb (1994), czy może raczej Zmęczenie Materiału (1999).
Podczas projekcji na sali kinowej widzom robi się autentycznie duszno - tak namacalnie zostają wprowadzeni w karaibską wilgoć tropików, w ciasne uliczki, w pomiędzy stragany a gwarliwych przekupniów, w gryzący dym cygar i w niepokój przemijającego wieku. Przepych i jaskrawość kolorów podpowiadają, że w takim świecie nawet kamienie tętnią życiem. Doskonała muzyka Antonio Pinto, miłe dla ucha motywy z Shakirą w tle, bogactwo filmowych kostiumów pozwalają filmowi zyskać jeszcze bardziej realistyczny posmak.
Zaprawdę kunsztowne to rusztowanie musi jednak sprostać nie lada jakiemu testowi - ma unieść ciężar aktorów nieprzekonująco dobranych wiekowo do swoich ról. Autorzy filmu każą wierzyć, że 30-letnia ponad Fermina Daza może grać siebie o dziesięć lat młodszą i zasiadać w ławkach szkolnych z nastolatkami. Każą żywić przekonanie, że nastolatką jest trzydziestoletnia blisko America Vicuna. Każą ufnie spoglądać w oczy Florentino i obserwować jego szybką i niewiarygodną przemianę z dość schludnego młodzieńca (Unax Ugalde) w żywą zjawę (Javier Bardem).
A kiedy w końcu staje przed nami siedemdziesięcioletnia trzydziestolatka (Giovanna Mezzogiorno), zachodzimy w głowę, jak ona to robi, że nie ma szyi starej kobiety. Czyżby legendarne indiańskie Źródło Wiecznej Młodości?
Sam pierwowzór jako scenariusz potraktowany został dość powierzchownie, tyle że inaczej użyć go nie sposób, bo wielowątkowość odbiera się najpełniej, gdy pachnie drukiem. Stąd Romans Wszechczasów - jak nazywa książkę Jerzy Pilch - pozostanie przy swojej nazwie tylko, gdy wyda się go na papierze.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones